Urokliwe Gorce, kapryśna pogoda i pyszne jedzenie, czyli wszystko, co kocham
Gorce
- Schronisko PTTK im. Władysława Orkana na Turbaczu
- Botanica Cafe Bistro
- Villa Toscana
- Apartamenty Obidowa
- Apartamenty W37 w Nowym Targu
Jakiś czas temu postanowiliśmy zdobyć Koronę Gór Polski i przyznaję z czystym sumieniem, że była to najlepsza decyzja, jaką mogliśmy podjąć. Dzięki temu, nieco z przymusu, możemy zwiedzać takie regiony, do których pewnie w najbliższym czasie byśmy nie trafili, skupiając się na popularnych górskich miejscówkach lub tych, która są dla nas „na wyciągnięcie ręki” z domu.
Gdzie te Gorce?
Tym sposobem trafiliśmy niemal na drugi koniec Polski, w Gorce. Gdzie są? Znajdują się pod Nowym Targiem, rozciąga się z nich obłędny widok na Tatry, w tym Tatry Wysokie, a ich najwyższym szczytem jest Turbacz – 1310 m. n.p.m. Z Obidowej, gdzie się zatrzymaliśmy, do celu wiodą dwie drogi, dzięki temu można zrobić pętle liczącą około 19 kilometrów. Trasa jest w miarę łatwa, ale ma kilka podejść z luźnymi kamieniami – my ją pokonywaliśmy z 4,5 latkiem w siedem i pół godziny (ze wszystkimi postojami).
Ruszyliśmy najpierw w kierunku Schroniska PTTK Stare Wierchy, dalej w kierunku miejsca katastrofy lotniczej i później prosto na szczyt. Zejście wybraliśmy przez Schronisko PTTK im. Władysława Orkana na Turbaczu, Kaplicę pw. Matki Boskiej Królowej Gorców, a następnie czarnym i zielonym szlakiem do Obidowej. Szczerze przyznam, że droga, którą wybraliśmy na szczyt była dużo bardziej urokliwa. Po drodze były przystanki, pikniki i różne gry, żeby ten kilometraż dla Piotrusia był jak najprzyjemniejszy.
Pierwszy raz mieliśmy tak kapryśną pogodę na szlaku. Pierwszy dzień przywitał nas burzami, których początkowo w prognozach nie miało być aż tyle. Przy nasilającym się deszczu i zbliżających grzmotach, zdecydowaliśmy się zawracać. Drugi dzień to spacer w chmurach, upał, gorąc, a finalnie burza i potworna ulewa. Zabrakło nam 20 minut, żeby bezpiecznie dotrzeć do auta. W kilka sekund szlak, którym szliśmy, zamienił się w rwący potok. Pamiętajcie, że pogoda w górach bywa zmienną i musicie być gotowi na wszystko.
Gdzie warto zjeść?
Na szlaku prowadzącym na szczyt znajdują się dwa schroniska, w których możecie zjeść. W Schronisku PTTK Stare Wierchy można było płacić tylko gotówką – położone było zaraz na początku naszej trasy, więc tu nie jedliśmy, za to w Schronisku PTTK im. Władysława Orkana na Turbaczu zjedliśmy kwaśnicę bez żeberka z dwiema kromkami chleba i zupę oscypkową z tostami. Każda kosztowała 20 złotych, w schronisku można płacić kartą, a poza zupami dostaniecie również inne dania m.in. jest opcja dań wegetariańskich i solidna porcja pierogów z jagodami (przy stoliku obok zamawiali). Fajne jest to, że zupy wydają od ręki, jeśli się spieszycie, na inne trzeba poczekać, a porcje są solidne.
W Obidowej jest pizzeria tylko na dowóz, ale nas nie zachwyciła. Grube ciasto, sporo ciężkiego sera – pizza w stylu pizzy z dzieciństwa w pizza hut, odzwyczaiła się od takiej. Za to z Obidowej do Nowego Targu jest niedaleko, a tam koniecznie zawitajcie do Botanica Cafe Bistro.
Zjadłam tu obłędny chłodnik z botwinki z jajkiem, który został podany w cudny sposób. W misce były pokrojone dodatki: jajko, szczypiorek, ogórek, rzodkiewka i botwinka, a sama zupa została podana osobno w dzbanuszku, dzięki temu, sama mogłam ją sobie nalać. Łukasz zjadł krem z pieczonej papryki i pomidorów – pyszny, ale też bardzo rozgrzewający, szczególnie w upalny dzień.
Na drugie danie oboje wybraliśmy bardzo popularne w ostatnim czasie bowls’y. Mój to łosoś gravlax z awokado, ogórkiem, marynowaną rzepą, wakame, marynowaną marchewką i edamame, całość podana z ryżem, sosem winegret z rucolą i sezamem. Mąż zjadł ze smażoną wieprzowiną, gdzie było domowe kimchi z ananasem, pieczone bataty, boczniak ze szpinakiem, grillowane szparagi, pestki dyni, edamame. Danie również podane było z ryżem, sosem tropikalnym – pikantne mango i sezamem. Dodatki do dania możecie sami wybrać, poza ryżem są kasza gryczana, zielona soczewica lub mix sałat. Możecie również wybrać sos i ziarno.
Piotruś zjadł naleśnika z karmelizowanymi bananami. Naleśnik podany jest z serkiem ricotta i sosem karmelowym – my z tego zrezygnowaliśmy, wystarczy, że naleśnik był na zwykłym mleku. Na szczęście w przypadku tej alergii widzimy u niego poprawę i małe dawki mleka podawane sporadycznie są już tolerowane przez jego brzuszek.
Dodatkowo zjecie tu również śniadania.
W Nowym Targu na rynku znajdziecie również włoska restauracje Villa Toscana. Zjadłam tu przepyszny rosół z kluseczkami z parmezanem i przyzwoite raviolo ze szpinakiem i odrobiną sera ricotta. Piotruś, z zestawów dla dzieci, wybrał kurczaka z frytkami i surówka z marchewki, a Łukasz rigatoni z suszonymi pomidorami i szpinakiem. Miał być jeszcze deser, ale niestety obsługa zawiodła – domówienie czegokolwiek nie było łatwe, bo nikt nie podchodził do stolika. Żeby zapłacić rachunek, po prostu wstaliśmy i podeszliśmy do baru, jak się domyślacie, napiwków nie było.
Gdzie się zatrzymać?
Nie jesteśmy zwolennikami wakacyjnych opcji all inclusive. Najczęściej wybieramy apartamenty z własną kuchnią. Dzięki temu spokojnie możemy przygotować śniadanie zgodnie z naszymi upodobaniami, a dodatkowo, daje nam to możliwość przygotowania posiłków dla Piotrusia, gdyby w okolicy nie było nic, co można by mu było podać.
Pierwsza lokalizacja to Apartamenty Obidowa. Genialni gospodarze, przyjemny apartament z osobną sypialnią, a dodatkowo ogródek, możliwość zrobienia grilla lub ogniska. Całość urządzona w nowoczesnym stylu. Jest tu wszystko, czego potrzeba, poza pralką.
My załapaliśmy się na ognisko przygotowane przez naszego gospodarza – Łukasza. Po koszmarnej ulewie, drewno było bardzo mokre, ale udało się rozpalić ogień. Były kiełbaski, boczek, grzanki z serem. Dodatkowo zjedliśmy, dzięki uprzejmości mamy Łukasza, przepyszne rydze smażone na maśle, które tego samego dnia zerwali w lesie.
Na kolejne dwie nowe przenieśliśmy się do Apartamentu W37 w Nowym Targu. Przestronne ciepło urządzone mieszkanie, w którym królują drewno, metal i czerwona cegła. Z okna, nad budynkami, górują szczyty Tatr.
Poniżej jeszcze kilka ujęć z naszej górskiej wyprawy na Turbacz.