Babia Góra, schroniskowe polecajki i gdzie zjeść w Szczyrku, czyli długi weekend w Beskidach
BESKIDY:
- Markowa Destylarnia Restauracja, Szczyrk
- Skrzyczne, Schronisko PTTK
- Magurka, Schronisko PTTK w drodze na Czupel
Kocham góry miłością absolutną. Odnajduję w nich wszystko, czego mi trzeba: ciszę, spokój, równowagę. To miejsce ładuje mnie pozytywną energią na długi czas, i tylko żal mi w głębi serducha, że nie mieszkam na tyle blisko, żeby częściej wędrować po górskich stokach. Z drugiej strony, może przez to, każdy pobyt tam, działa na mnie ze zdwojoną siłą pozytywnej energii.
Na naszej liście szczytów do zdobycia w ramach Korony Gór Polski zostało jeszcze kilka pozycji. Niezmiennie jestem wdzięczna za próbę jej zdobycia, bo dzięki niej odkrywamy regiony, do których pewnie byśmy nie zawitali. Tym razem padło na Beskidy i wspinaczki na Babią Górę, Skrzyczne i Czupel, a bazę wypadową zrobiliśmy w Szczyrku. W ramach pobytu tutaj, ponownie połączyliśmy piesze wędrówki z kulinarnymi doznaniami – sami przeczytajcie, co nam z tego wyszło.
Restauracja Markowa Destylarnia w Szczyrku
Sam Szczyrk, jako górskie miasteczko, nie zachwycił nas. Jest tłoczny, głośny, pełno straganów z średniej jakości bibelotami, które oczywiście wabią dzieci, a irytują dorosłych. Zdecydowanie jesteśmy zwolennikami bliższego kontaktu z naturą i bycia na obrzeżach, z dala od zgiełku i szumu. Mimo kilku kulinarnych rozczarowań (Restauracja Gucio i Stara Karczma), znaleźliśmy miejsce warte ponownych odwiedzić – Restauracja Markowa Destylarnia. Dodatkowo pan przy stoliku obok powiedział, że wysoką jakość trzymają od co najmniej dwóch lat, bo to nie jego pierwsza wizyta.
Karta jest różnorodna: są dania mięsne, wegetariańskie i rybne, jest też menu dla dzieci. Jak na destylarnię przystało, nie mogło zabraknąć lokalnych wódek. Każda pozycja z karty „dorosłej” posiada przypisaną rekomendację, oczywiście możecie dokonać zmiany. Ja się skusiłam na rekomendowane i raz był to trunek, który mi podszedł, raz nie koniecznie. Miłośniczką wódki też nie jestem, potraktowałam to jako fajne urozmaicenie i powód do zrobienia czegoś inaczej.
Restaurację odwiedziliśmy dwa razy. Za pierwszym razem wybrałam śledzia z tzatzykami, oliwą i prażonym słonecznikiem, podanego z Rżniętą Kurnwicą i pstrąga łososiowego z młodymi ziemniakami, rzodkiewką, chrzanem i maślanką. Obie pozycje były bezbłędne. Mięsista ryba na przystawkę i soczysty filet na danie główne. Poezja. Do dania głównego polecana była Cytrynowa Zbójnicka, ale jako starter podane były małe shociki espresso, więc już odpuściłam.
Przy kolejnej wizycie skusiłam się na horiatki z bryndzą, czyli sałatka w stylu greckim z obłędnym pesto ze świeżych ziół z Czorno Zbójnicką i lasange warzywną z rukolą i parmezanem, pełną delikatnych i mięciutkich warzyw. Dania, choć niepozorne, to naprawdę sycące. Tym razem pojawił się również deser: sernik z jagodami i białą czekoladą, zjedzony „na spółkę” z Piotrusiem.
Piotruś skusił się na klasyczne nuggetsy – tu minus, podane bez surówki czy świeżego warzywa, a Czyżyk żeberko BBQ z frytkami i burgera wołowego 100%, który bardziej go zachwycił.
Babia Góra, królowa Beskidów
Nasze górskie podboje zaczęliśmy od samej królowej tego regionu. Babia Góra, inaczej zwana Diablakiem, górująca nad Beskidami bywa bardzo kapryśną górą. Decydując się na jej zdobycie, dobrze sprawdźcie prognozy pogody, bo słońce w dolinie, wcale nie musi oznaczać dobrych warunków na wejście.
Na szczyt weszliśmy czerwonym szlakiem z Przełęczy Krowiarki (jest tu płatny parking, koszt 20 zł) i tym samym szlakiem zeszliśmy. Oczywiście nie jest to jedyna droga z tego miejsca. My ją wybraliśmy ze względu na naszego niezłomnego górskiego towarzysza, pewnie sami zdecydowalibyśmy się na niebieski szlak z odbiciem na żółty przy podejściu szczytowym.
Czerwony szlak to dość mocne podejście po schodkowej, kamienistej trasie aż do Sokolicy położonej na 1367 m n.p.m.. To też chyba najtrudniejszy fragment tej trasy, albo raczej najbardziej męczący, wymagający. Później robi się już nieco łagodniej, choć niech ta łagodność Was nie zwiedzie, i zdecydowanie bajeczniej.
Na tej wysokości już zanikają drzewa na rzecz niższej roślinności, która odsłania fenomenalne widoki, w tym z jednej strony na Tatry. Kolejnymi punktami widokowymi na trasie jest: Kępa 1521 m n.p.m i Gówniak mieszczący się tuż pod szczytem, a dalej już sam szczyt na wysokości 1725 m n.p.m.
Skrzyczne i Schronisko PTTK na szczycie
Zielona trasa ze Szczyrku na Skrzyczne była pełna zaskoczeń. Długa, malownicza i bardzo kamienista, w tym sporo luźnych kamieni, więc trzeba było uważnie stawiać stopy. Pomiędzy drzewami, na horyzoncie zdecydowanie odznaczała się nasza wcześniejsza zdobycz, czyli Babia Góra.
Tuż pod szczytem jest fantastyczne miejsce do startów m.in. na paralotni, a na szczycie czeka na Was kilka atrakcji takich jak taras widokowy, sporo miejsca do biwakowania, pomnik żaby, najwyżej położona restauracja w Szczyrku i możliwość zjedzenia posiłku w Schronisku PTTK.
My, poza oczywistym zdjęciem na szczycie, skusiliśmy się na żabę, taras widokowy i koniecznie zupę w schronisku. Na naszych talerzach pojawiły się dość klasyczne pozycje, bo pomidorowa i rosół. Pomidorowa, choć nieco za słodka, to czuć w niej było pestki pomidora.
Plan był, żeby podejść się jeszcze na Malinowską Skałę – niestety będzie musiała poczekać. Nasz mały towarzysz, mimo solidnego posilenia, poprosił o wyruszenie w drogę powrotną.
Na zejście wybraliśmy mało przyjemny, niebieski szlak. Był bardzo irytująco-meczący, praktycznie cała droga w dół usiana była luźnymi kamieniami, co znacząco utrudniało wędrówkę. Dodatkowo ten szlak wiedzie wzdłuż wyciągu, co też powoduje, że traci na walorach estetycznych. Mniej więcej w połowie zatrzymaliśmy się na Hali Jaworzyna – chłopaki zjechali na Grawitacyjnej Zjeżdżalni.
Magurka, Schronisko PTTK w drodze na Czupel
Ostatniego dnia wybraliśmy się na Czupel. Niebieski szlak z Przełęczy Pogibek (jest tu darmowy parking), to prosta droga, raczej niewymagająca i łagodna. W sam raz na spokojny spacer wśród drzew i jako wytchnienie dla ciała po wcześniejszych podejściach. Szczyt na wysokości 933 m n.p.m. skryty jest wśród drzew, a przy nim wielka ława, na które można usiąść i chwile posłuchać leśnego szumu.
Na zejście wracaliśmy tą samą drogą z postojem w Schronisku PTTK na Magurce. Tym razem na talerzach pojawiły się: barszcz ukraiński, kwaśnica i kluski na parze z cukrem pudrem i topionym masłem.
Musze przyznać, że jedzenie w schroniskach, choć do supertanich już nie należy (około 20 złotych za miskę zupy), to jakością zdecydowanie przewyższa to z restauracji w miastach. Przynajmniej, jeśli chodzi o nasze ostatnie wyprawy. Dodatkowo potwierdza to brzuszek Piotrusia – przy jego alergiach spożywczych, niska jakość dań szybko wychodzi.
Poniżej więcej zdjęć z naszego pobytu w Beskidach, a jeśli spodobał Ci się artykuł z polecajkami prosto z gór, zapraszam do pozostałych materiałów: Kotlina Kłodzka, Świdnica i okolice, Gorce.