Villa Hoff w Trzęsaczu, czyli wakacje we dwoje, podróż z sentymentem i dobrym jedzeniem w tle
Trzęsacz
- Villa Hoff i Restauracja SALMON by villa Hoff, ul. Słoneczna 3, Trzęsacz
Trzęsacz, niewielka miejscowość położona nad Bałtykiem, która zajmuje szczególne miejsce w moim sercu. Prawie 8 lat temu w pobliskim Rewalu wzięłam ślub, wesele odbyło się w Trzęsaczu, w tutejszym Pałacu, który jeszcze kilka lat temu stał otworem, a dziś na bramie widnieje tabliczka „teren prywatny”.
Wracam tu z sentymentem, a przy okazji tworzę małą tradycję z moim synkiem w postaci naszych wspólnych wypadów we dwoje. Wiecie, chłopaki będą mieć swoje biwaki pod namiotem (przynajmniej taki jest plan), my mamy nasze małe wyprawy póki jeszcze chce się wybrać gdzieś tylko z mamą, podczas których nie może zabraknąć plażowania, spacerów, tulasów i oczywiście dobrego jedzenia.
W Trzęsaczu znajduje się hotel przyjazny rodzinie – Villa Hoff. Małe, kameralne SPA, w którym poczujecie się jak w domu. O jego zaletach można by wiele opowiadać, komfortowe pokoje, pełna gama zabiegów, basen „pod gwiazdami” i wiele więcej, ale nie o tym ma być ten artykuł.
Restauracji SALMON by Villa Hoff
W hotelowej restauracji, poza serwowanymi dla gości śniadaniami i obiado-kolacją, dostępna jest oferta Restauracji SALMON by Villa Hoff, której karta podzielona jest na dwie części: dania dla dorosłych i dania dla dzieci, a co ważne i warto to podkreślić – dziecięce dania to nie klasyczne naleśniki z czekoladą, tylko normalne propozycje skrojona dla malucha.
Jakie pozycje znajdziecie w karcie?
Znajdziecie tu przepyszną, lekką, nieco pikantną „jurajską” zupę rybną z kawałkami ryb i owoców morza.
Dla tych nieco bardziej głodnych polecam „risotto” jurajskie z szafranem, czyli kremowy, aromatyczny ryż w obłędnie żółtym kolorze z kawałkami ryb, owoców morza i odrobiną salami milano, a jeśli nie jecie mięsa to koniecznie sięgnijcie po spaghetti aglio e’olio – makaron z oliwą, parmezanem, natką pietruszki i czosnkiem.
Na deser wytrawny mus czekoladowy z sorbetem malinowym podanym na pokruszonym ciasteczku z owocami. Mus jest dość zbity, sycący i przypadnie do gustu każdemu, kto nie przepada za nadmiernie słodkimi deserami. Piotrek zjadł bez lodów.
Miłośnicy dań mięsnych również znajdą tu coś dla siebie. W ofercie restauracji jest perliczka z kostką, podana z pieczonymi warzywami lub tradycyjny befsztyk tatarski z domowymi piklami.
Oferta restauracji nie jest identyczna przez cały rok. Latem szafranowe risotto podane było z kawałkiem smażonego łososia jurajskiego, a w wersji menu dziecięcego były placuszki z owocami.
A co jeszcze dla maluchów?
Dla dzieci na mniejszy głód dostępny jest rosół z domowym makaronem, na większy do wyboru paluszki rybne czyli panierowana polędwica z dorsza z frytkami i surówką z marchewki i jabłka (idealnie, gdyby frytki były faktycznie domowe), drobiowe pulpeciki w sosie koperkowym z ziemniakami i buraczkami (Piotruś prosił bez sosiku) lub pierogi z leśnymi owocami podane ze śmietaną (u Piotrusia bez).
Porcje dla Piotrka były jeszcze nieco za duże, ale pamiętajmy, że ma 4 lata. Choć czasem potrafi zjeść jak prawdziwy mężczyzna, to jednak brzuszek jeszcze nie jest za duży. Myślę, że dla 8-10 latków będą w sam raz. Każdorazowo zjadał około 3/4 dania.
Dla mnie, jako rodzica, przede wszystkim ważne są dwie rzeczy. Po pierwsze, że przy alergiach spożywczych jakie ma Piotruś (tj. na mleko, kwasek cytrynowy, fosforany), może tu bezpiecznie zjeść – zarówno dania z restauracji, jak i te oferowane w ramach hotelowego wyżywienia. Oczywiście nie wszystko, czasem trzeba nieco je zmodyfikować, ale zdecydowanie mamy w czym wybierać. Po drugie, że może zjeść normalnie bez konieczności decydowania się na danie składające się głównie z cukru. Dodatkowo, dawno nie widziałam tak ładnie podanych dań dla dzieci – miło, że zadbano również o wizualną stronę porcji dla maluchów.
Co robić w Trzęsaczu z czterolatkiem?
Latem oczywiście plażować. Skusi tu każdego malucha piaszczysta plaża, na której można budować zamki czy babki, a rodzica fakt, że ręcznik położyć można w bliskiej odległości od linii brzegowej i dzięki temu mieć wszystko na oku.
W te nieco chłodniejsze dni warto wybrać się na spacer do pobliskiego Rewala, gdzie można obejrzeć wyciągnięte na plażę kutry rybackie, podziwiać morskie graffiti, na którym dzielny marynarz łowi w morzu ośmiornicę lub wspinać się na wieloryby stojące na placu przy plaży.
Do Rewala można dojść trzema drogami. Pierwsza wiedzie piaszczystą plażą – wybierając ją, można bawić się w szukanie skarbów, muszelek, kamyczków, kreślić patykiem na piasku tajemnicze znaki lub po prostu uciekać przez falami. Druga droga wiedzie wzdłuż klifowego nabrzeża, z którego można podziwiać widok na morze. Trzecia trasa prowadzi wzdłuż ulicy. Choć jest najmniej atrakcyjna na spacer, to świetnie sprawdzi się podczas rowerowych wycieczek.
W samym Trzęsaczu jest na czym zawiesić oko. Najpopularniejszą atrakcją tego miejsca są oczywiście ruiny kościoła, a dokładnie ostatnia ściana budynku, który został pochłonięty przez morze. Obok niej dostępna jest makieta przedstawiająca całą bryłę.
Jest tu również Pałac, kiedyś otwarty z możliwością zwiedzania wnętrza i schronienia się w cieniu wiekowego parku, dziś do podziwiania jedynie przez płot. Idąc ulicą Pałacową miniemy pomniki przyrody w postaci ponad 130-letnich drzew. Droga ta wiedzie również do stacji, z której wyrusza nadmorska kolejka wąskotorowa. Kursuje głównie w sezonie, poza sezonem koniecznie sprawdźcie rozkład jazy, może się uda.
Ja, poza wartościami sentymentalnymi, cenię to miejsce za ciszę i spokój, jakie tu panują nawet podczas sezonu letniego. Jeśli, tak jak ja, unikaliście wypadów nad polskie morze, żeby omijać szerokim łukiem jazgoczące stragany lub ludzi przygrywających indiańskie melodie, to Trzęsacz będzie zdecydowanie dobrym kierunkiem. Skłamałabym, gdybym napisała, że w ogóle tego tu nie ma – oczywiście jest, ale nie jest to tak intensywne i tak drażliwe, jak w większych miejscowościach. I oby tak zostało.